środa, 27 kwietnia 2016

Gabriela Gargaś "Jutra może nie być"

Książka mnie urzekła, jest piękna, pełna emocji i o miłości która ma różne oblicza. Gabriela Gargaś napisała to tak że po przeczytaniu musiałam ochłonąć i dojść do siebie. Sprawy poruszane w książce dotyczą codziennego życia, pokazują jego prozę jak z miłości można przejść do nienawiści. Kobieta wiele może znieść i wycierpieć ale potrafi się podnieść i budować życie od nowa.
Okładka książki Jutra może nie byćKinga jest w siedmioletnim związku z Darkiem, po zaręczynach i w najbliższym czasie planowany jest ślub, ale nie jest szczęśliwa. Jej związek stał się nudny, bez zainteresowania i bez uczucia, a z narzeczonym jest dla tego że już się do tego przyzwyczaiła i rodziny naciskają na ślub. Związek z rozsądku jakoś jej nie pasuje i ma co do niego wątpliwości. Chcąc coś z tym zrobić wybrała się na terapię gdzie pani psycholog otworzyła jej oczy. Czas na zmiany...

E-mail do dawnego współpracownika który kiedyś wywoływał u niej motyle w brzuchu otwiera nowy rozdział w życiu Kingi. M też nie może o Kindze zapomnieć, korespondencja zmienia się w spotkania, pojawiają się gorące uczucia i pragnienia o których kiedyś nie miała pojęcia. Związek rozkwita, oboje nie mogą żyć bez siebie i wyznają sobie miłość.


Nie wszystko jest takie kolorowe jak się wydaję. M ma żonę a Kinga jest tą trzecią, kochanką która rozbija szczęśliwą rodzinę. M twierdzi że jego małżeństwo jest fikcją, że się nie kochają a jeszcze nie rozwiódł się z żoną bo musi ją dopiero przygotować na taką ewentualność, ale dla niej chce to zrobić. Kinga wierzy we wszystko ale czasem ma dość i naciska bardziej. Związek Kingi i M komplikuje się kiedy dziewczyna odkrywa że jest w ciąży. Czy M rozstanie się w końcu ze swoją żoną Anną? Czy M i Kinga będą razem?

Niby zwykła historia którą można usłyszeć od znajomych ale ma coś w sobie że zapada długo w pamięć. Początek był nudny, potem z rozdziału na rozdział wciągała jeszcze bardziej, że nie mogłam się od niej oderwać, aż nie przeczytałam jej do końca. Autorka ma niewątpliwie talent, ta powieść jest napisana dojrzałym stylem z głębokimi przemyśleniami.

To nie jest opowieść o pożądaniu tylko o prawdziwej miłości która wiele zniesie. To też opowieść o kobiecie która mimo wielu przeciwności losu jest silna i potrafi odbudować swój świat i zacząć wszystko od zera. Mimo bólu, straty a nawet załamania kobieta potrafi podnieść się i zrobić ten malutki krok, co z tego że potem cofnie się dwa kroki wstecz, ale wtedy uwierzy w siebie i znajdzie siłę na kolejne kroki. Książka pokazuje też jak wygląda prawdziwa przyjaźń i mieć takie osoby to prawdziwy skarb. Kinga w swoim otoczeniu ma wspaniałych przyjaciół którzy są prawdziwym oparciem dla niej na dobre i na złe.

"Jutra może nie być" zawdzięcza swój sukces emocją które biją prawie z każdej strony. Czy to miłość, gniew, pożądanie czy smutek to wszystko przeżywałam jak bohaterka, jak by to była książka o mnie a nie o Kindze. Momentami łzy mi płynęły ciurkiem i nie mogłam ich powstrzymać, czułam ból bohaterki i myślałam co bym ja zrobiła na jej miejscu. Czułam żal i smutek, choć to opowieść fikcyjna. Strata nigdy nie jest łatwa, zwłaszcza że wtedy cały świat wali się nam na głowę.

Autorka porusza też ciekawą kwestię: jak to być tą trzecią. Zwykle słysząc podobne historie skupiamy się na zdradzanej żonie i jej uczuciach a kochankę potępiamy i życzymy jej źle. Książka pokazuje że bycie kochanką nie jest łatwe i przez cały czas nie chodzi z uśmiechem na twarzy. Z początku miłość i pożądanie zaślepia zdrowy rozsądek a później jest jeszcze gorzej i ciężko się godzić na to aby partner wracał do żona. Bohaterka przeżywa podobne rozterki, uczucie do M jest tak silne że chciała by go tylko dla siebie ale M ma żonę i dopiero w planach rozwód. Do tego dochodzą wyrzuty sumienia, chęć pokazaniu się światu ale to nie jest możliwe i trzeba się ukrywać, dusić w sobie tę radość, co przytłacza i powoduje ból w sercu.

Koniec jest szczęśliwy ale nie taki jak sobie wyobrażała bohaterka. Szczęście ma różne twarze i tylko od nas samych zależy jak będzie wyglądało.

Bardzo polecam tą ksiązkę do przeczytania bo naprawdę warto!!

piątek, 22 kwietnia 2016

Danka Braun "Nie zabijaj mnie, kochanie"

Danka Braun (pseudonim) mieszka w moim rodzinnym i ukochanym Krakowie. Jej książkę wypatrzyłam w bibliotece wojewódzkiej, stała na regale najchętniej czytane to już w sobie zapewniło jej pozytywną rekomendację. Ostatnio czytam tylko kryminały więc miałam ochotę na coś podobnego ale lekkiego i z humorem.

Okładka książki Nie zabijaj mnie, kochanieTrwa pogrzeb, nad grobem stoi zapłakana młoda kobieta obejmowana przez inną starszą kobietę, dużo młodzieży i różnych osób. Właśnie została pochowana Ewa Kruczkowska, emerytowana nauczycielka która zginęła w wypadku samochodowym. Córka Ewy Marta strasznie przeżyła śmierć matki, zwłaszcza że ojciec też już nie żyje i ona została sama, nie licząc przyjaciółki mamy. Marta nawet nie podejrzewa że jej życie diametralnie od tej pory się zmieni.

Kilka dni po pogrzebie i wizycie u notariusza Marta Kruczkowska zawitała do Krakowa aby się spotkać z neurochirurgiem Robertem Orłowskim. Umówiona na wizytę w gabinecie wchodzi i wręcza mu tajemniczy list. Gdy pierwszy szok mija doktor Orłowski z uśmiechem wita Martę na łonie rodziny zapraszając ją do rodzinnego domu. Spodziewając się innego przyjęcia Marta jest zaskoczona tak ciepłym powitaniem, jednocześnie czuje się zagubiona w nowej sytuacji.

Robert Orłowski dowiadując się o wypadku Ewy a także wątpliwościach Marty co do jego przebiegu i późniejszych włamaniach do mieszkań i piwnic nabiera podejrzeń. Montuje u Marty najnowocześniejszy system alarmowy, jednocześnie drążąc temat firmy sprzedającej wyroby z żeń-szenia. Niby wszystko jest jak najbardziej legalne ale intuicja mu podpowiada że jest tu coś jeszcze. Nawet nie przypuszcza jak blisko jest prawdy i że życie Marty może być zagrożone.

Marta będąc na grobie mamy poznaje sympatycznego i przystojnego Marka Bieglera, który jest austriackim dziennikarzem. Między nimi wywiązuje się romans, od strony Marty są uczucia natomiast Mark ma swoje inne powody. Czy Marta dowie się że Mark ją wykorzystał? Czy Mark osiągnie to co zaplanował?

"Nie zabijaj mnie, kochanie" to lekkie, babskie czytadło, bez zbędnych opisów, coś w sam raz na chwilę oddechu, ale nie jest nudne. Dużo się dzieje bo jest tu wątek kryminalny, romans doprawiony scenami seksu i humor który po prostu uwielbiam. Autorka wszystko dobrze wyważyła, niczego nie jest za dużo ani za mało tylko wszystko w sam raz i ze smakiem. Fabuła rzeczowo nakreślona bez zbędnych opisów i wybiegów, wszystko dzieje się tu i teraz a jeśli nawiązywała do wydarzeń z przeszłości to wszystko szybko i zrozumiale było napisane.

Co do bohaterów to są różni, czasami skrajnie przeciwstawni. Marat szara myszka, gdzie w domu nikt nie okazywał sobie uczuć, wszystko było poukładane i takie nudne, a rodzina Orłowskich otwarta, serdeczna, zaskakująca i pełna miłości. Polubiłam bardzo Roberta i Renatę, ich słowne potyczki są bezkonkurencyjne, z humorem, ironią i lekkim cynizmem. Jako para nie są bez wad ale widać że wiele przeszli i tworzą związek z miłości.

Książka ta nawiązuje do poprzednich pozycji autorki, ale jeśli ktoś tego nie czytał ( tak jak ja) to nic nie traci. Autorka wszystko tłumaczy, kto jest kto i jak w tej historii się znalazł. A do tego po przeczytaniu "Nie zabijaj mnie, kochanie" nabrałam apetytu na "Sagę; Miłość, namiętność i pożądanie" opisujące losy związku Roberta i Renaty.

Moja pierwsza książka autorki ale na pewno nie ostatnia i w najbliższym czasie kolejna pozycja wpadnie mi w ręce. Polecam.

środa, 20 kwietnia 2016

Katarzyna Puzyńska "Więcej czerwieni"

"Więcej czerwieni" to drugi tom przygód policjantów z Lipowa. Poprzednia tak mi się podobała, że nie zastanawiając się długo drugą przeczytałam od razu. Autorka nie zawiodła moich oczekiwań i kolejną część zaliczam do jak najbardziej udanych. Aż trudno uwierzyć że taka mała wieś może mieć tylu przestępców, ale po kolei...

Okładka książki Więcej czerwieniLato w pełni, na polach trwa zbieranie zbóż a plażowicze w ośrodku wypoczynkowym spokojnie odpoczywają nad wodą korzystając z uroków pogody. Młodszy aspirant Daniel Podgórski znalazł się w najlepszym momencie swojego życia i wydaje się że, nic nie powinno zakłócić tej wakacyjnej atmosfery. Spędza wolny czas z Weroniką gdy dostaje telefon z pilnym wezwaniem. Obok drogi znaleziono młodą, brutalnie zamordowaną kobietę, a ciało morderca wystawił na widok publiczny gdzie natchną się na nie niczego niespodziewający się turysta. Po przyjeździe na miejsce i krótkich oględzinach zostaje zabrany na komendę w Brodnicy i wprowadzony w śledztwo.

Okazuje się, że dzień wcześniej znaleziono na tej samej drodze ale w miejscowości obok zwłoki innej młodej kobiety, z podobnym obrażeniami. Powstaje grupa śledcza w której skład wchodzą prokurator, psycholog, policjanci z wydziału kryminalnego w tym znana wcześniej komisarz Klementyna Kopp i dwaj oficerowie z miejscowości gdzie znaleziono ciała. Sprawa jest dość trudna, prokurator sugeruje że zamieszany w to jest seryjny morderca, ale na potwierdzenie tego faktu trzeba czekać aż kolejny raz zabije. Grupa rozdziela się i bierze do pracy, muszą odkryć co łączy ze sobą ofiary, może trafią na ślad mordercy. Pośpiech jest ważny bo wkrótce zostają odkryte nowe zwłoki.

Katarzyna Puzyńska wykonała świetną robotę pisząc tą książkę, dopracowana jest w każdym szczególe i stworzyła fajny klimat grozy i niepewności. Fabuła rozbudowana i wciągająca, jest wiele tropów tak jak wielu podejrzanych ale stuprocentowych dowodów winy brak. Autorka nie tylko pisze o bieżących wydarzeniach ale wraca też do spraw sprzed lat. Na pierwszy rzut oka nie wiadomo co łączy zabójstwa prostytutek z grupą przyjaciół ze szkoły średniej i aktualnymi morderstwami, ale w miarę czytania sytuacja się klaruje i wszystko nabiera innego sensu.

W tle też pojawia się nie tyle co nie nawieść a rywalizacja pomiędzy dwiema małymi miejscowościami Lipowo i Żabie Doły. Gdzie Lipowo ma historię, wspomnienia i piękno a Żabie Doły są brzydkie, powstały nie dawno w momencie budowania pegeerów i niczym się nie wyróżniają. Ludzie mimo to patrzą na siebie wilkiem nie pałając sympatią, a o współpracy bez napięć to można pomarzyć. Grupa śledczych sama się przekona na własnej skórze, nawet w ich szeregach pojawią się pewne niesmaki.

Bohaterowie jak zawsze wyjątkowi i oryginalni. Pojawiają się stare postacie jak i autorka wprowadziła kilka nowych. Bardzo mi zapadł w pamięć nadkomisarz Cybulski, nie mający nic wspólnego "ze Zbigniewem Cybulskim, choć było by to dla mnie zaszczytem". Osoba wyróżniająca się z otoczenia o szerokich zainteresowaniach.

Jak zawsze Puzyńska oprócz zagadki kryminalnej wprowadza elementy z życia osobistego bohaterów. W życiu Daniela Podgórskiego nie wszystko układać będzie się kolorowo, nie dość że trudna sprawa to jeszcze to rozpadający się związek. Pani komisarz Klementyna Kopp przeżyje fatalne zauroczenie które odbije się na jej zachowaniu, a nadkomisarz Cybulski musi poukładać sobie życie wiedząc że żona dopuszcza się zdrady.

Mały minusik za powtarzające się zwroty w książce, niektórych może to denerwować i psuć radość z czytania. Chodzi o to że autorka za każdym razem tytułowała bohaterów zawodem lub stopniem jaki posiadali. Więc jeśli pięć razy na stronie przewinęło się Daniel Podgórski to za każdym razem dodane były słowa "młodszy aspirant". W pierwszym tomie tego nie zauważyłam ale już w drugim miałam ochotę za każdym razem powiedzieć "ja to wiem".

Zakończenie mistrzowskie. Puzyńska do ostatniej chwili zwodziła mnie kto jest mordercą, osoba którą ja wytypowałam odpadła już przed samym finałem, więc czytanie samego zakończenia było wciągające.

Polecam!!!

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Katarzyna Puzyńska "Motylek"

Moje wielkie odkrycie. Nie znałam autorki ani jej książek, a po "Motylka" sięgnęłam z polecenia i przepadłam. Siedzę i czytam nie mogąc się oderwać, a wszystko inne zeszło na inny plan. "Motylek" jest to pierwszy tom przygód policjantów z Lipowa którzy rozwiązują kryminalne zagadki. Dla mnie Katarzyna Puzyńska stworzyła coś podobnego do dzieł mojej ulubionej szwedzkiej autorki Camilli Lackberg ale w polskich realiach.

Okładka książki MotylekZima, mała miejscowość Lipowo, dzień dopiero się zaczyna. Ewelina miejscowa fryzjerka a jednocześnie żona Marka Zaręby policjanta z Lipowa w drodze do pracy natyka się na ciało zakonnicy. Na miejsce szybko przybywa policja, wstępna hipoteza zakłada że miało tu miejsce potrącenie ze skutkiem śmiertelnym. Prokurator Jacek Czarnecki zleca śledztwo czterem miejscowym policjantom sądząc że poradzą sobie z takimi wyzwaniem.

Pierwsze założenia miały polegać na poznaniu tożsamości ofiary i znalezieniu samochodu którym doprowadzono do wypadku. Niestety zakonnicy nikt nie zna, ogłoszenia w prasie tez nic nie dają. Młodszy aspirant Daniel Podgórski szef tutejszego komisariatu przepytuje na tą okoliczność wszystkich mieszkańców i wreszcie osobą która zna zakonnice jest ksiądz Piotr, który przyjechał do wujka a tutejszego proboszcza na kilku dniowy odpoczynek. Zakonnica zostaje zidentyfikowana jako siostra Monika ale niczego więcej o niej nie wiadomo. Śledztwo komplikuje się jeszcze bardziej gdy na jaw wychodzi przyczyna śmierci zakonnicy, na pewno nie zginęła pod kołami samochodu tylko została zamordowana. 

W niedługim czasie w Lipowie ginie kolejna kobieta, jest młodą, znudzoną żoną miejscowego bogacza. Nic ją nie łączy z potrąconą zakonnicą i miejscowi policjanci mają teraz dwie sprawy do wyjaśnienia. Do nowego dochodzenia włączona zostaje policjantka kryminalna z Brodnicy Klementyna Kopp. Osoba dość charakterystyczna ( prawie sześćdziesięcioletnia kobieta, ogolona na łyso w czarnym przykrótkim żakiecie odsłaniającymi tatuaże) i mówiąca jak karabin maszynowy która budzi zdziwienie mieszkańców Lipowa. Zaczyna się żmudne śledztwo które będzie miało zaskakujący finał.

Książka ta jest debiutem, jak dla mnie bardzo udanym i na usta cisną mi się same pochwały. Fabuła skomplikowana i wielowątkowa, akcja dynamiczna utrzymująca napięcie. Wszystkie wątki są doprowadzone do końca, nic nie ucieka po drodze, nie ma zbędnych informacji wszystko w jakiś sposób wpływa na śledztwo. Dobrze i szybko się czyta wciągając w życie bohaterów.

Zaczyna się policyjne dochodzenie a jednocześnie autorka ukazuje życie osobiste policjantów z Lipowa. Jeden biję żonę i ją zdradza, drugi nie radzi sobie z dziećmi, trzeci musi ukryć stary romans który godzi w śledztwo a czwarty poznaję kobietę która lubi się bawić w detektywa amatora. Nie dość że fascynująca zagadka to jeszcze dużo elementów z życia osobistego bohaterów.

Autorka w książce umieściła cały przekrój różnorodnych postaci. Niektóre są śmieszne, zabawne, inne denerwujące lub zakłamane. Postaci jest wiele ale każdy z nich w jakimś stopniu łączy się ze dochodzeniem i zapada czytelnikom w pamięć. Plus za to że bohaterowie nie są kreowani na herosów tylko są zwyczajni, tacy z ulicy z nadwagą, kompleksami, problemami rodzinnymi czy też żyjący iluzją. Przez to książka wydaje się bardziej realna i wpasowana w nasze otoczenie.

Podoba mi się też sceneria miejsca, małe miasteczko gdzie każdy o wszystkim wie ale mimo to jak jakiś sekret wyjdzie na wierzch to wybucha skandal. Myślenie też jest typowe jak na taką małą miejscowość co dodaje tylko uroku książce. I ten tajemniczy bloger który publikuje wszystkie sekrety na swoim blogu nasze-lipowo, wszystko wie i wszędzie jest pierwszy ale mieszkańcy nie wiedzą kim jest.

Polecam.



czwartek, 14 kwietnia 2016

Zygmunt Miłoszewski "Gniew"

Ostatnia książka z serii przygód prokuratora Teodora Szackiego. Z jednej strony bardzo chciałam przeczytać ale z drugiej strony szkoda że to już koniec. Miłoszewski nie zawiódł moich oczekiwań i książka okazała się rewelacyjna. Czytałam do drugiej w nocy aby odkryć kto za tym wszystkim stoi ale mam straszny niedosyt po zakończeniu.

Okładka książki GniewTeodor Szacki jest aktualnie prokuratorem w Olsztynie i dostaje wezwanie do zrujnowanego poniemieckiego bunkra obok szpitala miejskiego. Pracujący tam robotnicy odnajdują szkielet, na pierwszy rzut oka wygląda na stary. Szacki zalicza go do szczątków wojennych i poleca przekazać je uczelni medycznej jako pomoc dydaktyczna. I na tym cała sprawa powinna się zakończyć ale...

Prokurator dostaje telefon od profesora Ludwika Frankensteina ze szpitala uniwersyteckiego na Warszawskiej z prośbą o natychmiastowe spotkanie. Szacki nie bardzo wiedząc o co chodzi udaje się na miejsce gdzie zostaje zasypany specjalistyczną wiedzą z której wynika że szczątki są świeże. Teraz zaczyna się najtrudniejsze śledztwo jakie w swojej karierze prowadził Szacki. Sprawa nie jest łatwa, zachwieje sumieniem prokuratora i zmusi go do podjęcia ostatecznych decyzji.


"Gniew" czyta się szybko i przyjemnie. Miłoszewski tak jak w poprzedniej części łączy elementy powagi i humorami. W niektórych miejscach miałam wrażenie że autor przesadził z żartami. Nie najlepiej się czytało o przemocy domowej a za raz przytłaczane są zabawne zachowania różnych postaci. Intryga skomplikowana z licznymi wątkami, wkraczająca w sferę prywatną prokuratora i trzymająca w napięciu do ostatniej strony.

Tematyka książki dość trudna bo o przemocy domowej psychicznej i  fizycznej. Często media poruszają takie sprawy ale dla wielu ciągle ten temat jest tabu. Prawda jest tak że społeczność nie reaguje dość często na takie przypadki i dzieje się to za ich niemym przyzwoleniem. Same ofiary też nie potrafią same sobie pomóc i godzą się na takie życie. Jeśli ktoś nawet szuka pomocy to nie zawsze może ją znaleźć albo źle trafi. Tak też się stało w przypadku kobiety która szukała pomocy u prokuratora Szackiego ale jej nie znalazła co prawie przepłaciła życiem. Na wspaniałej karierze Szackiego pojawiła się rysa która spowoduje jeszcze większe kłopoty, a nawet ściągnie śmiertelne zagrożenie na Helcię.

W książce pojawiają się nowe postacie. Jedną z nich jest Edmund Falk, utalentowany absolwent który zdał egzaminy najlepiej na roku, a potem po postawieniu warunku szefowej wybrał sobie Szackiego za patrona i został u niego terminatorem. Mojej sympatii jakoś nie zyskał, sztywny, zarozumiały, dla nikogo nie ma taryfy ulgowej, wierzy bardzo w to co robi i robi to całym sercem i duszą. Szybko nawiązuje znajomości, skraca dystans z obcymi co ułatwia mu wykonywanie swoich obowiązków. Dla niego przy pracy nie ma miejsca na błędy a jeśli ktoś je zrobi to musi ponieść konsekwencje swoich czynów, nie ma wyjątków nawet dla prokuratora.

Jak w poprzednich książkach tak jak i w tej pojawia się życie osobiste Szackiego. Nowa partnerka ma na imię Żenia, jest trochę inna niż jej poprzedniczki. Ich relacje nie opierają się tylko na łóżku, Szacki uważa że to jest dobry związek, udany, szczęśliwy i poważny. Mieszkają razem już rok a wraz z nimi córka Szackiego. Helcia jest już nastolatką i hormony w niej buzują, nie zniosła dobrze zmiany otoczenia i to się odbija na jej relacjach z ojcem. Szacki nie umie rozmawiać z córką co tylko potęguje kłopoty rodzinne, a partnerka swoje trzy grosze też potrafi wtrącić dobijając prokuratora.

Książka ta to pożegnanie z Teodorem Szackim. Zostawia czytelnika w niedosycie i chęci poznania dalszych zdarzeń. Daje minus za zakończenie bo za dużo jest niewiadomych a czytelnik czegoś innego oczekuje od książki.

Książkę mimo to polecam.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Zygmunt Miłoszewski "Ziarno prawdy"

"Ziarno prawdy" to drugi tom przygód prokuratora Teodora Szackiego. Jak pierwsze spotkanie z Szackim nie wspominam dobrze, to akurat drugi tom mi się bardzie podobał. Miłoszewski stworzył wspaniałą fabułę od której nie można się oderwać i czyta się aż do skończenia. Stylem przypomina mi to rewelacyjny "Domofon" i widać tu że autor się bardzo postarał.

Okładka książki Ziarno prawdyMalowniczy Sandomierz, Teodor Szacki przeprowadził się tu po rozpadzie swojego małżeństwa Weroniką. W Warszawie nie tylko została praca, koledzy ale też córka Helcia za którą bardzo tęskni. Głupi romans w który wdał się Szacki zniszczył jego dotychczasowe życie, chcąc zmian wskakuje na wakat w tutejszej prokuraturze. W porównaniu z Warszawą ilość spraw jest mniejsza i nie są to sprawy o najcięższe przestępstwa. Ale to wkrótce się zmieni i nikt się nie spodziewał, że cała Polska usłyszy już wkrótce o Sandomierzu.

Teodor Szacki zostaje wezwany na miejsce przestępstwa. Znaleziono nagą martwą kobietę z podciętym gardłem. Zidentyfikowano ją jako Elżbietę Budnik, żonę miejscowego działacza społecznego. Sandomierz to małe miasto, dochodzeniowcy i pani prokurator Barbara Sobieraj która pierwsza przybyła na miejsce znają ofiarę. Sprawa zostaje przekazana Szackiemu jako osoba z zewnątrz która nie miała bliskich relacji z zamordowaną.

Niedaleko w krzakach zostaje odkryty nóż którym dokonano morderstwa. Okazuje się że to nóż rytualny używany przez Żydów. Wybucha panika, ożywiają plotki i historie jakoby Żydzi mścili się za swoje grzechy zabijając podczas rytuałów niewinne dzieci. Ludzie boją się puszczać swoje dzieci do szkół czy na podwórka. Odżywa stary konflikt pomiędzy wyznawcami judaizmu a katolikami, wracają sprawy z przed lat, idą w ruch rasistowskie działania.

Prokurator nie ma łatwego zadania, sprawa jest dość trudna i budzi wielkie zainteresowanie społeczeństwa. Czwarta władza czyli media dodatkowo komplikują wszystko, polują na sensację i podkręcają emocje. Trop w sprawie sięga nawet 60 lat wstecz, podając dobry motyw na zemstę. Szacki ma jednak instynkt którym nie pozwala się wodzić za nos zabójcy, choć fakty mówią co innego. Morderca na jednej ofierze nie poprzestaje, życie prokuratora też znajdzie się w niebezpieczeństwie. Czy Szacki rozwiąże tą sprawę nie płacąc za nią życiem?

Autor napisał mistrzowski kryminał z elementami społecznymi. Mało miasteczkowa społeczność gdzie wszyscy się ze wszystkimi znają i gdzie ukryte są dawne spory. Polsko-żydowska historia nie była kolorowa raczej tragiczna i smutna, autor wspaniale wkręcił ją w fabułę. Wydaje się być autentyczna, nie przerysowana i wciągająca. Duży plus dla Miłoszewskiego za to że zagłębił się w relacje tych dwóch społeczeństw i starał się ją jak najdokładniej przekazać na łamach powieści.

Fabuła zaskakująca i bardzo rozbudowana gdzie wydarzenia z przeszłości przecinają się z tymi teraźniejszymi. Zagadka wcale nie jest taka łatwa do rozwiązania bo kolejne dowody burzą poprzednią teorię. Całość czyta się bardzo szybko bo tak wciąga, że nie ma się ochoty od niej oderwać. Powieść napisana z emocjami jak i refleksją, coś co bardzo lubię w literaturze. Miłoszewski bardzo umiejętnie łączy też powagę z dowcipem i charakterystycznym dyskretnym poczuciem humoru. Czytając nie ma się odczucia sztuczności i na siłę łączenia tych elementów, wszystko wyszło jak najbardziej naturalne. Narracja miejscami dynamiczna, momentami rzeczowa albo przesiąknięta sarkazmem, daje całości piorunujący efekt. Dla mnie ta książka jest bardziej przemyślana, dojrzała i zaskakująca od poprzedniej.

Wspaniała kreacja bohaterów, różność ich charakterów i przekonań powoduje mieszankę wybuchową o której nie da się zapomnieć po skończeniu książki. Postacie nie są niejakie tylko wyraźnie nakreślone, zdecydowane i z jakimś sekretem który w większym lub mniejszym stopniu odbija się na śledztwie. Mały minus do życia erotycznego Szackiego, dla mnie jakoś nie pasowało to do całości. Genialny prokurator który na polu osobistym jest wielkim niezdarą. Akurat ten wątek psuje mi wizerunek Szackiego, którego zaczynam powoli lubić a takie działania powodują że znowu patrzę na niego krzywym okiem. Szacki to kobieciarz który lubi się pakować w kłopoty na tym polu.

Miłoszewski tak jak w poprzedniej książce umieszcza na początku rozdziału krótkie informacje z kraju i świata. Fajna odskocznia od głównej fabuły.

Książka godna polecenia i zachęcam do jej przeczytania.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Joe Abercrombie "Pół króla"

Największy ból najczęściej sprawiają nam osoby których o to nawet nie podejrzewaliśmy i mamy do nich zaufanie. Zdrada każdego w różny sposób dotyka, czasem mniejsza czasem większa a już najbardziej taka która czyha na życie drugiej osoby. Powieść Joe Abercrombiego "Pół króla" jest właśnie o takiej zdradzie, niespodziewanej i raniącej serce. Zdrada to silny bodziec ale chęć zemsty jeszcze silniejszy. Miejcie się na baczności wrogowie bo nie znacie daty ani godziny kiedy nadejdzie zemsta.

Okładka książki Pół królaMłody książę Yarvi ma już zaplanowaną przyszłość. Jako młodszy brat nie dziedziczy tronu po ojcu, jego celem i marzeniem jest zostać Ministrem, osobą która stoi przy tronie i służy władcy radą. Niestety jak to w życiu bywa plany legły w gruzach. Yarviemu został tylko egzamin na który nie wyruszył bo do pałacu dotarła wiadomość, że jego ojciec i brat zostali zabici. Chcąc nie chcąc Yarvi został królem Gettlandu, ale nie wszystkim to się podoba. Nie widzą na tronie człowieka który ma pół ręki, ale nie mówią tego głośno tylko szepczą po kątach i śmieją się za plecami. Młody król ma niełatwe zadanie, musi udowodnić ze nadaje się na króla ale nie może zrobić z siebie idioty.

Po pogrzebie ojca i brata Yarvi przysięga wobec ludu, że pomści bliskich za wszelką cenę. Wyrusza z wyprawą na sąsiednie królestwo którego władca wciągnął w zasadzkę i zamordował jego ojca i brata. Zostaje zdobyte portowe miasto a jego mieszkańcy giną z rąk żołnierzy młodego króla. Yarvi nie tak widział swoją zemstę, nie rzeź niewinnych tylko śmierć tych którzy za nią odpowiadają. Jego wuj a młodszy brat ojca prowadził cały najazd i teraz czeka na niego w komnacie aby pogratulować młodemu królowi zwycięstwa. Młodzieniec po drodze pozbywa się kolczugi bo przebywając wśród swoich nie boi się o swoje bezpieczeństwo. Można powiedzieć że miał szczęście w nieszczęściu bo w momencie zdrady stryja i wiernych żołnierzy udało mu się wpaść do morza, unikając sztyletów i mieczy. Niełatwa walka z wodą kończy się tym że ląduje na brzegu przemoczony, zmęczony, bez królestwa ale żywy.

Yarvi długo nie może się cieszyć wolnością, zostaje schwytany i zakuty w kajdany jako niewolnik. Zdrada stryja boli i poprzysięga mu zemstę. Zadanie wcale nie będzie łatwe do wykonania bo zostaje sprzedany za nędzne pieniądze na statek gdzie przez resztę życia ma machać wiosłami. Życie na statku do łatwych nie należy, rozpoczyna się codzienna walka o przetrwanie gdzie nie wszyscy pałają do niego miłością. A to dopiero początki przygód na morzu z urokliwą sterniczką Samuelom i ciągle pijącą na umór kapitan. Nawet w tak odległym miejscu można znaleźć przyjaciół.

Fabuła dość spotykana w literaturze, zdrada i zemsta to dość częsty motyw postępowania bohaterów. Całą książkę nakręca jeden cel i tylko sposób jego osiągnięcia jest inny. Joe Abercrombie wykreował ciekawe przygody głównego bohatera, znany schemat napisał po swojemu dodając powieści klimat. Dobrze się to czytało, choć jakoś mnie nie powaliło, dla mnie to jedna z wielu książek ginąca w gąszczu podobnych.

Napięcie owszem było ale tylko momentami je odczuwałam. Jakoś silnych emocji za sprawą powieści nie zaznałam, bardziej się wydawał nijaka, idąca jednym przetartym torem. Zwroty akcji miały miejsce ale też nie do końca były udane. Niby coś się działo ale po chwili wracały na dawniej przetarty szlak, o taka odskocznia od chwilowych wydarzeń. Nie dość że za krótko trwały to ich efekt też nie miał dużego wpływu na fabułę.

Jak na powieść fantasty brakowało mi jej elementów. Niekoniecznie magia, czarnoksięstwo czy też potwory. Autor pokusił się o wzmiankę o elfach ale jakoś tego tematu nie pociągnął dalej. Jeśli coś zostało wspomniane to aż się prosiło aby rozwinąć temat i zaspokoić ciekawość czytelnika. A tak został niedosyt.

Kreacja głównego bohatera ciekawa. Yarvi nie nadaję się na króla a tym bardziej na bohatera. Osoba którą traktuje się pogardliwie, śmiej się za jej plecami, nie wyróżnia się siłą, zamiłowaniem do szermierki czy też nie budzi postrachu. Ma za to inne talenty niedoceniane przez innych: spryt, inteligencję, cierpliwość i uparte dążenie do celu, które wbrew pozorom pozwalają mu przeżyć a nawet powoli realizować swoją obietnicę. Osobiście Yarvi nie przypadł mi do gustu, nie polubiłam go za całokształt. Plus za to że role kobiece mają charakter, osobowość i siłę, nie są tylko dodatkiem ale ważnym elementem z którym świat musi się liczyć.

Końcówka za to była fajna, nie spodziewałam się takiego zakończenia więc autor mnie pozytywnie zaskoczył.

Całość bez większych wzlotów i upadków, na jednym poziomie. Dla mnie dzieło dość przeciętne których w księgarniach jest na pęczki ale jeśli ktoś nie ma ochoty przeżywać prawdziwych emocji to polecam.

piątek, 1 kwietnia 2016

Donna Tartt "Mały przyjaciel"

Donna Tartt jest amerykańską  pisarką z kilkoma nagrodami na swoim koncie. "Mały przyjaciel" jest drugą powieścią wydaną przez autorkę. Słyszałam dużo zachwytów nad twórczością autorki, najwięcej nad jej najnowszą powieścią ale "Małego przyjaciela" też dotyczyły. Ja tego zachwytu nie podzielam, wręcz przeciwnie nie jest to książka dla mnie, nie zawładnęła mną ani mnie nie kupiła. Nie da się jednak zaprzeczyć że książka emanuje smutkiem i cierpieniem, jeden moment a tak zaważył na życiu tylu osób.

Okładka książki Mały PrzyjacielHistoria zaczyna się od strasznej tragedii która miała miejsce w poniedziałek 26 maja 1946 roku w dzień matki w Alexandria w stanie Mississippi. Piękny dzień, mnóstwo gości którzy przybyli na rodzinną uroczystość. Każdy zajęty sobą, dzieci się bawią na podwórku, zawsze ktoś ma na nich oko. Nagle znika dziewięcioletni chłopiec, przed chwilą był a teraz gdy go matka szuka nigdzie nie ma. Idzie burza, na wołania matki Robin Dufresnes nie reaguje więc ta wraz z sąsiadką szukają go po podwórku. Nagle sielankową atmosferę przerywa krzyk rozpaczy, Robin zostaje znaleziony, wisi powieszony na drzewie. Ulubieniec wszystkich jest martwy, od tej pory już nic nie będzie takie samo. W zżytą i bliską rodzinę zakradła się rozpacz która powoli prowadzi do jej rozpadu. Kto zabił Robina? Czym zawinił, że musiał umrzeć?

Dwanaście lat później rodzina ta jest cieniem, niczym nie przypomina tej jaką był przed tragedią. Funkcjonuje tylko dla tego że ma swój rytm i rytuały które w dzień w dzień są takie same. Najmłodsza siostra Robina Harriet, która w momencie popełnienia zbrodni była zaledwie niemowlakiem postanawia znaleźć zabójce brata. Zaledwie stała się nastolatką a czekające zadanie wcale nie będzie łatwe. Na szczęście nie jest sama, ma młodszego przyjaciela Hely'ego który jest zapatrzony w nią i postanawia jej pomóc. Czeka ich wiele niebezpieczeństw, nieprzyjemnych historii i rozczarowania, ale Harriet uparcie będzie dążyć do celu. Czy podoła zadaniu? Czy zdoła przywrócić rodzinie równowagę?

Autorka nie napisała klasycznego thrillera czy też kryminału, jest to bardziej powieść przygodowa z tragedią w tle. Powieść przepełniona jest emocjami: rozpacz, ból, tęsknota, chęć zemsty i apatia przemawiają prawie z każdej przeczytanej strony. Matka Robina Charlotte popadła w czarną rozpacz nikt ani nic nie może jej stamtąd wyciągnąć. Książka pokazuje do czego możne doprowadzić nieleczona depresja i jaki jest jej wpływ na najbliższe otoczenie. Harriet z siostrą nie zaznały prawdziwej miłości matczynej, która siedzi w swoim pokoju i leży bezwładnie na łóżku. Domowymi obowiązkami zajmuje się opiekunka i tylko dzięki niej dziewczynki mają co jeść.

Autorka w książce umieściła cały przekrój ludzkich zachowań. Postacie z początku są różnorodne, barwne i intrygujące. Dużo czasu i miejsca jest poświęcone na poznanie bohaterów, przybliżenie ich charakterystyki, upodobań. Szkoda tylko że autorka nie wykorzystała ich potencjału. Kontynuując książkę miałam wrażenie że są zostawieni sami sobie, nic z nimi się nie dzieje, tylko momentami ich emocje ożywiają otoczenie.

Podziwiam determinacje Harriet, mimo młodego wieku dąży do tego aby rozwikłać tą sprawę. Nie ma łatwo, nawet własna rodzina jej tego nie ułatwia i nie chce mówić o tamtych wydarzeniach. Harriet jak na swój wiek jest wyróżniającą się postacią, jest wyniosła, pyskata, dociekliwa i na swój sposób inteligenta. Wielkie przeciwieństwo w stosunku do starszej siostry która jest zamknięta w sobie, małomówna i nie udziela się towarzysko.

 Książka jest napisana bogatym słownictwem, ale nie czyta ją się dobrze. Momentami chciałam ją odłożyć na półkę nie kończąc. Nużąca, akcja bardzo powoli się rozkręca i wcale nie nabiera tempa. Najbardziej mnie raziło to że występowały interesujące i ciekawe wątki ale Donna Tartt nie kontynuowała ich ucinając lub porzucając przenosząc się na coś mniej istotnego. Dużo było wątków pobocznych, nieistotnych dla sprawy ale ciągnących się przez kilka stron. Miałam wrażenie im dalej tym bardziej autorka odbiega od puenty, co psuło jakość czytania i dezorientowało czytelnika. Szkoda bo aż się prosiło aby to bardziej wykorzystać. Tak samo jak wątek tajemniczości całej sprawy, nie czułam tego, miałam wrażenie ze jest gdzieś obok a ja wcale nie zamierzam się angażować w tą sprawę, tylko przypadkiem wychodzi na światło dzienne.
 

Zakończenie dziwne, wręcz nie nawiązujące do głównego problemu. Bardzo mi się nie podobało, liczyłam że Harriet jednak dokona postępu w sprawie i uda się jej rozwiązać tajemnicę. Szczerze jak bym wiedziała, że tak się skończy to bym sobie darowała jej czytanie po 100 stronach.

Powieść "Mały przyjaciel" nie zalicza się do moich ulubionych lektur, po przemęczeniu tego wielkiego tomu powędrowała na półkę z książkami do których na pewno nie wrócę i nie polecę z czystym sumieniem.